Na Wschód od Zachodu

Anna Radziukiewicz - Na wschód od zachodu

Pierwszego dnia tegorocznej edycji festiwalu 17 maja w ramach konferencji popularno-naukowej z wykładem pt. „Książę Konstanty Ostrogski jako obrońca Prawosławia w dobie Unii Lubelskiej” wystąpi red. Anna Radziukiewicz, z-ca redaktora naczelnego „Przeglądu Prawosławnego” i prezes Fundacji Ostrogskiego. Anna Radziukiewicz jest autorką wielu niezmiernie ciekawych książek, poświęconych historii i prawosławiu. Jej pisarstwo charakteryzuje się ogromną wiedzą i erudycja, głębią intelektualnej refleksji, a nade wszystko lekkim piórem. Poniżej prezentujemy próbkę narracji redaktor Radziukiewicz, zaczerpniętą ze wstępu do książki „Na Wschód od Zachodu”.

O FUNDAMENCIE

Najtrwalsze są granice kulturowe, a te zwykle wyrysowuje religia. Rdzeniem każdej cywilizacji jest religia – twierdzą dwudziestowieczni teoretycy cywilizacji takiej klasy, jak Oswald Spengler czy Arnold Toynbee. Owe granice zachowują swą siłę nawet przez tysiąc i więcej lat. Jednają narody. Czynią ich braćmi. Jednoczą nieraz obszary o wielkości kontynentów. Granice państwowe po swojemu jednak kroją te terytoria. Zszywają je w nowe organizmy, bywa że kilka razy w ciągu stulecia. Nieraz usiłują je przykryć inną kulturą.

Ale kiedy kultura, stanowiąca fundament, jest silna, obroni się.

Tak jest z chrześcijaństwem wschodnim, nazywanym nieraz prawosławną cywilizacją, Wyznaczyło ono swoje trwałe granice kulturowe. Ulokowało się między Azją Mniejszą a Morzem Barentsa, sięgając koła podbiegunowego. Swoją zachodnią granicę poprowadziło przez kraje nadbałtyckie, wschodnią Polskę,
Słowację. Zagarnęło na swoją stronę Rumunię, Bułgarię, Serbię, Grecję, Cypr. Ulokowało w swoich granicach potężną Rosję i zdecydowaną większość Ukrainy.

Rozsadnikiem wiary i kultury dla tego obszaru było Cesarstwo Bizantyńskie, inaczej Wschodniorzymskie ze stolicą w Konstantynopolu, trwające około 1100 lat.

Upadek Konstantynopola w 1453 nie przysypał gruzami kultury, pozostawionej przez Wschodniorzymskie Cesarstwo. Ona zdążyła mocno zakorzenić się wśród wschodnich Słowian oraz na Bałkanach, Wołoszczyźnie i w Mołdawii.

Ten obszar – jako ziemia i kulturowa przestrzeń – był nieustannie poddawany próbom. Nękały go najpierw ludy barbarzyńskie, głównie z północy. Wiek siódmy zrodził na jego południu islam, który po śmierci Mahometa parł na północ i zachód aż zmiótł Konstantynopol, niegdyś stolicę świata.

Po upadku Konstantynopola swoje pretensje do postbizantyńskiej przestrzeni zgłosił Watykan, proponując Wschodowi kilka unii, włącznie z brzeską , dla Wschodu tragiczną. Napór wieku rozumu i oświecenia, zrodzonego przez Zachód, zmienił oblicze Rosji, zwłaszcza carów Piotra I i Katarzyny Wielkiej, marginalizując bizantyński posag. Na koniec komunistyczna myśl zebrała w tej samej przestrzeni żniwo krwawsze, niż za pierwszych chrześcijan.

Ale Cerkiew i tworzona przez nią kultura okazały się silniejsze od najazdów barbarzyńców, unii i towarzyszącej jej podziałów, rewolucji i wojen.

W książce zapraszam do podróży na Wschód – od Synaju po Nowogród Wielki, przez Grecję, Bułgarię, Rumunię, Ukrainę, Białoruś, na Wschód nie geograficzny, lecz duchowy. Jego pełnię możemy docenić, zwracając się co jakiś czas ku Zachodowi. Zapraszam do przyjrzenia się losom prawosławia, które dla tych krajów i narodów stanowiło fundament, podstawę jedności i długiego trwania. Rzeźbiło ono oblicze narodów bardziej niż włodarze, wojny, przewroty i rewolucje.

Człowiek potrafi żyć bez granic państwowych. Ale życie bez granic kulturowych, bez korzeni, może okazać się dla niego próbą nie do wytrzymania. Dlatego w tej książce jest o kulturze, korzeniach i granicach. Jest o prawosławnej cywilizacji, dojrzewającej w basenie Morza Śródziemnego w Cesarstwie Bizantyńskim i przekazanej Słowianom pod koniec pierwszego tysiąclecia, jak hojny posag.

Jest o centrach – filarach duchowej ojczyzny. Te centra to między innymi Konstantynopol, Atos, Synaj, Saloniki, Kijów, Turów, Połock, Wilno, Nowogród Wielki, Siergijew Posad, Supraśl, Ostróg, Neamt, Pustelnia Optyńska. Te centra to miejsca zagęszczenia kultury i drogowskazy zarazem. Jedne z nich będą trwać w tym samym miejscu, inne przesuwać się na mapie Wschodu. Dlaczego?

Dla prawosławnych centrum nie stanowi, jak dla rzymskich chrześcijan, jedno miasto – Rzym i jeden człowiek – papież. Osią staje się człowiek przeobrażony mocą Ducha Świętego. A on może zajaśnieć wszędzie, stając się stróżem wiary. Jemu prawosławni ufają bardziej, niż jakiejkolwiek instytucji albo uczonemu. Budzi on sumienia, Cerkiew chroni przed skostnieniem i formalizmem, wierzących wyrywa z uśpienia. Ci ludzie modlitwy, zwykle mnisi, opuszczają świat, nie po to by nim gardzić, odciąć się od niego, lecz by bronić go przed złudną mądrością. Do nich ciągną książęta, uczeni i prosty lud. Tak było ze świętymi Góry Atos czy Kijowsko-Pieczerskiej Ławry, świętymi Paisjuszem Wieliczkowskim, Serafinem Sarowskim, Janem Kronsztadzkim.

Dlatego w książce będzie wiele o mnichach i monasterach. Wielka bowiem była na Wschodzie ich siła duchowa i intelektualna. To przede wszystkim oni przenosili wiarę i kulturę przez trudne czasy, nieraz trwające wieki.

Inna jest kultura europejskiego Wschodu i Zachodu. Jakże często ciągnęła Europa za sobą ogon wzajemnego niezrozumienia, ignorancji nawet. Ten ogon pozwolił w latach 90. minionego stulecia na umieszczenie w traktacie z Maastricht, a następnie z Amsterdamu, zapisu o dziedzictwie europejskim. Ustalono wówczas, że składnikami tego dziedzictwa pozostaje tradycja antycznej Grecji i Rzymu, kultura gotyckiej Europy, czyli średniowiecza i kultura baroku. Dziedzictwo chrześcijańskiego Wschodu wraz ze spadkiem po Bizancjum wyłączono poza nawias kontynentu.

Niezależnie jednak od zapisów, ono istnieje od wieków.

Tak samo, jak od wieków istniało w granicach Rzeczypospolitej. Raz było go bardzo dużo, mniej więcej tyle co rzymskiego katolicyzmu, innym razem, jak po drugiej wojnie światowej, bardzo mało. Zawsze jednak pozostawało dobrze wykształconą strukturą duchową i kulturową. I choć nieraz się wydawało, jak w osiemnastym wieku czy po drugiej wojnie światowej, że nie dano mu szans na przeżycie, ono trwało. Jak ponadtysiącletnie drzewo, które zapuściło głęboko korzenie. Siły trwania prawosławia w Polsce i jego kultury nie zrozumiemy, bez spojrzenia nań z perspektywy całej postbizantynskiej przestrzeni, której jest ono dziedzicem i współtwórcą.

Jestem dziennikarką. To zostawiło swój ślad na książce. Dziennikarz lubi dotknąć opisywanych miejsc, posmakować ich atmosfery, zatrzymać się, czasem zastygnąć w zachwycię wobec minionego. Te miejsca stają się wówczas oswojone, wyraziste. Dlatego książka będzie zanurzaniem się w historię, przywoływaniem miejsc ważnych, ale i podrożą do nich – czasem osobistą, a nawet nie wolną od emocji.

Anna Radziukiewicz